Kategorie
Moje wyprawy

Wyjazd z seniorami – Nowy Wiśnicz, Lipnica Murowana, Kamienie Brodzińskiego

24 listopada odbył się pierwszy wyjazd przygotowany przez firmę
Ad Montes specjalnie dla Seniorów.

Seniorski wyjazd do Nowego Wiśnicza i zwiedzanie zamku z przewodniczką było ciekawą historycznie podróżą w przeszłość. Opowieści o losach zamku i poszczególnych jego właścicielach zapadły nam w pamięci.

Po zwiedzaniu zamku udaliśmy się do miejscowej restauracji, gdzie każdy miał okazję popróbować miejscowej kuchni, która jak wszyscy przyznali był całkiem niezła.

Spacer po wiśnickim rynku i opowieści o znanych osobistościach Nowego Wiśnicza uzupełniły nam ten fragment naszej wycieczki.

Następnie udaliśmy się naszym busem w kierunku pomnika przyrody Kamienie Brodzińskiego. Po krótkiej nauce chodzenia z kijkami mogliśmy wyruszyć na leśny spacer zwieńczony podziwianiem największej wychodni skalnej na terenie Wiśnicko-Lipnickiego Parku Krajobrazowego.

Końcowym punktem programu było zwiedzanie Lipnicy Murowanej, zwiedzanie zabytkowych kościołów i opowieści o słynnym już Konkursie Palm Wielkanocnych.

Syci nowych wrażeń udaliśmy w drogę powrotną do Krakowa.

Do zobaczenia na kolejnym seniorskim wyjeździe.

Kategorie
Blog

Spotkania podróżników

W połowie listopada wybrałem się na 8 Spotkania Podróżników do Dworku Białoprądnickiego. Nie zauważyłem, kiedy minęła cała sobota od 11:00 do 21:00. Wysłuchałem wszystkich podróżniczych prelekcji.
Poniżej kilka impresji z tego dnia.


  • Artur Czermak – „Odryseja. Kajakowa wędrówka od Czech do Bałtyku

Przed prelekcją pomyślałem, ok to tak dla rozgrzewki będzie pogadanka o Odrze. Im dłużej jednak Artur opowiadał tym bardziej wciągał mnie w swoją opowieść o przepłynięciu z partnerką kajakiem całej Odry do Bałtyku. Było barwnie, historycznie, edukacyjnie i opowiedziane więcej niż poprawną polszczyzną. Jak to podkreślił organizator imprezy, był to najlepszy debiut na tej imprezie od lat. Ja też dawno nie słyszałem tak gromkich braw, do których zresztą ochoczo się przyłączyłem. Warto sięgnąć po książki Artura i odwiedzić jego stronę.  https://www.gdziejestczermak.pl/o-mnie/

A jak będziecie we Wrocławiu to polecam Artura jako przewodnika. Lepszego nie znajdziecie!


  • Piotr Strzeżysz – „Rowerem z Polski w Himalaje

Nieco szalona, ale opowiedziana na pełnej petardzie uśmiechu opowieść o rowerowej eskapadzie przez Iran i Pakistan. Piotr jest rowerowym wymiataczem, bo jak, inaczej  wytłumaczyć wjechanie na ponad 5 tysięcy metrów rowerem. Salwy śmiechu na widowni wywołały efekty tłumaczenia przy pomocy translatora na język polski wypowiedzi Irańczyków, oraz opowieści jak należy przyjmować irańską gościnność typu „no money”. Jeśli chcesz wiedzieć jak spakować rower na roczną podróż koniecznie zajrzyj na stronę Piotra.

https://onthebike.pl/pl


  • Ewa Chwałko – „Via Transilvanica – 1400 km Rumunii

O Ewie Chwałko mógłbym pisać długo, bo jakże bliska jest mi jej wizja wędrowania. Tym razem Ewa opowiedziała o swojej kolejnej wędrówce w Rumunii.  „Nieco mniej” wyczerpującej niż poprzednia przeprawa Łukiem Karpat. Barwne obrazki wiosek i podróż przez siedem historycznych krain sprawiły, że Rumunia jakby wypłynęła z ekranu wprost na salę prelekcyjną. Na pewno warto odwiedzić ten kraj i zapoznać się z książkami Ewy. Wejdź na jej stronę, ale pamiętaj żeby przeznaczyć na to trochę więcej czasu. Jedna herbata z cytryną nie wystarczy 😉 https://ewachwalko.pl/


  • Karolina Gawonicz, Michał Łukaszewicz – „Barren Lands Expedition 2023

Para na stałe mieszkająca w Szkocji pokazała nam jak nieprawdopodobne rzeczy można robić z kewlarowym canoe. Ich wyprawy to podróż jak to pięknie opowiedział Michał w „międzyświaty”. To również poszukiwanie złotego Grala, czyli depozytu pionierskich podróżników Barren Lands, mierzenia się z fizycznym wyzwaniem płynięcia canoe, przenoszenia go przez wiele kilometrów. To również głęboka refleksja, o krainie która nie jest materialna, ale do której czasem możemy dotrzeć. Tak przynajmniej odebrało to moje ja.

https://evently.pl/events/4461-ostatni-ludzie-historia-barren-lands-expedition


  • Sebastian Kawa – „Zimna pustynia szybowcem

Co się czuje lecąc szybowcem nad K2 wie tylko Sebastian Kawa i jego partner Sebastian Lampart. Jako pierwsi ludzie w historii pomimo wielu piętrzących się problemów dokonali tego, przelecieli nad Himalajami. Ale kto miał tego dokonać jak nie najlepszy szybownik wszechczasów, 20 krotny mistrz świat. Zdjęcia, filmy i sama opowieść były najwyższych lotów. Wiecie, że szybowiec nie ma ogrzewania, a wiecie, że rekord wysokości w przelocie szybowcem został osiągnięty w Polsce. Poniżej kilka zdań o tym rekordowym przelocie:

„Był 5 listopada 1966 roku, przed hangarem Aeroklubu Tatrzańskiego w Nowym Targu stał przygotowany do lotu szybowiec Bocian D SP-2029. Załoga w składzie instr. pil. Stanisław Józefczak i pil. Jan Tarczoń czekała na odpowiedni moment, aby polecieć po rekord … po rekord świata w wysokości lotu! Wtedy to rozpoczęła się historia niepobitego rekordu która trwa do dzisiaj. W locie tym Stanisław Józefczak ustanowił trzy rekordy wysokości w kategorii szybowców dwumiejscowych, dwa krajowe (wciąż aktualne) i jeden rekord świata. Są to wysokość absolutna – 12560 m, wysokość przewyższenia – 11680 m, oraz rekord świata w przewyższeniu – 11680 m.”


  • Kamila Kielar – „RUBIEŻ – 2300 km wędrówki z Gór Skalistych nad Pacyfik

Rwąca górska rzeka gdzieś na Alasce, dwóch mężczyzn i dwie kobiety trzymają się mocno pod łokcie, na plecach mają ciężkie plecaki. Sposób na sforsowanie rzeki jest dobry, jednak pod koniec jeden z mężczyzn potyka się, nurt rzeki chce porwać ostatnią w grupie kobietę. Wszyscy rzucają się z pomocą…jest uratowana. Filmik z tego zdarzenia mogliśmy zobaczyć w trakcie wystąpienia Kamili Kielar, która jest specjalistką od długodystansowych szlaków w USA. Potrafi również ciekawie o nich opowiadać. Całości dopełniają wspaniałe zdjęcia. Polecam stronę Kamili https://www.kamilakielar.pl/kamila/


  • Kinga Baranowska – „O Kanczendzondze i innych wysokich szczytach

Każdy musi wiedzieć, dlaczego chce zdobyć szczyt…

Himalajskie wspinaczki Kingi Baranowskiej i jej dystans do zdobywania za wszelką cenę każą zastanowić się nad pędem obecnego świata. Słuchaliśmy opowieści Kingi, o szczytach które zdobyła o przyjaźniach i niezwykłych kobietach z najwyższej himalajskiej półki. To była najdłuższa prezentacja i najwięcej pytań do niej. Wiadomo, rozmawiamy o górach najwyższych. Mnie jednak zdobyła nie górami, ale spokojem i dystansem do tego co robiła. Zapytałem o jej ulubiony szczyt prosząc, aby odpowiedź była natychmiastowa. Padło – Nanga Parbat. Kinga jest teraz psychologiem, przypuszczam, że jednym z najlepszych.

A na Kanczendzongę Kinga weszła dla Wandy Rutkiewicz…. https://kingabaranowska.com/biografia/

Kategorie
Moje wyprawy

Dzień Niepodległości na Jałowcu

Świętowanie Dnia Niepodległości na Jałowcu ma już swoją tradycję.

Podtrzymaliśmy ją w tym roku. Było dwanaście jedynek, po pierwsze data 11.11, po drugie wysokość Jałowca 1111 m.n.p.m, po trzecie wspólne z blisko setką osób i jakże wzruszające odśpiewanie hymnu Polski o godzinie 11:11.

Piękna pogoda i rozległe panoramy dodały uroku naszej wędrówce. Zwieńczeniem marszu była herbatka w wypita w chacie Adamy. Dziękujemy załodze Schronu Turystycznego „Pod Solniskiem” za gościnę. Po zejściu do Lachowic zwiedziliśmy również drewniany kościół św. Piotra i Pawła.

Grupę prowadziła: Kasia (Przewodnik Beskidzki) Relację spisał: Artur (Pilot wycieczki)


Opis wycieczki znajdziesz tutaj: Wycieczka na Dzień Niepodległości Jałowiec 1111

Kategorie
Moje wyprawy

Jesienny Spisz z widokiem na Tatry

Grandeus + Niedzica + Łapsze Niżne + Przełęcz nad Łapszanką

Wycieczka krajoznawczo górska czyli Spisz w pigułce. Tak można określić nasz wyjazd, który rozpoczęliśmy wielce łagodnym podejściem na szczyt Grandeusa z Dursztyna. Widok z jego wierzchołka jak zwykle zapiera dech w piersiach, jest niebywale piękny. Po dłuższym podziwianiu panoram na 360 stopni udaliśmy się do Niedzicy podziwiać zamek Dunajec z perspektyw zapory.

Po posiłku w pobliskiej karczmie pojechaliśmy do Łapsz Niżnych zwiedzić miejscowy kościół św. Kwiryna. Dziękujemy księdzu Dariuszowi za ciekawe opowieści i oprowadzenie po kościele i Sypańcu.

Finałem dnia było podziwianie zachodu słońca z jednego z najpiękniejszych miejsc widokowych w polskich górach, czyli Przełęczy nad Łapszanką.

Kategorie
Moje wyprawy

Zlot Czarownic na Babiej Górze

Babia Góra o zachodzie słońca w kobiecym gronie.

Tegoroczna edycja Zlotu Czarownic na Babiej Górze już za Nami!

Było przygodowo, fantastyczne i magicznie! Były wyzwania, ale w kręgu tak wspaniałych Kobiet nie ma rzeczy niemożliwych. Każda z nas myślała, że jako jedyna nie zna pozostałych, ale w trakcie wędrówki okazało się, że wszystkie świetnie się dogadujemy. Góry łączą Kobiety i pokolenia. 🙂

Pogoda była łaskawa i magiczna zarazem. Końcówka października, a Nam słoneczko zza chmurek dogrzewało. Panoramy były naprawdę przepiękne. Babia Góra odsłoniła widok na Tatry skąpane w pastelowych barwach. Zawiało mocno dopiero przy szczycie i to już było nie lada wyzwanie. Wspólnie jednak udało się zrobić zdjęcie na wierzchołku Królowej Beskidów, a nawet chwilę posiedzieć za wiatrochronem, popatrzeć na Zawoję, w której powoli zapalały się wieczorne światła.

I to dyniowe niebo po zmroku było rewelacyjne

Świetna przygoda a podobnych będzie więcej. Dla każdego coś miłego. Dziękujemy Uczestniczkom i Przewodniczce Kasi.

Mówimy do zobaczenia, bo z Dziewczynami widzimy się na następnych wycieczkach.

Grupę prowadziła Kasia (Przewodnik Beskidzki)

Relację z Babiej spisała: Czarownica Weronika


Opis wycieczki znajdziesz tutaj: Zlot czarownic na Babiej Górze o zachodzie słońca

Kategorie
Blog

Fenomen Babiej Góry

…jeszcze kilka metrów pod górę i dochodzimy w partie podszczytowe Diablaka. Jestem w trzeciej klasie szkoły podstawowej a moim przewodnikiem na tej wycieczce jest moja Mama. To moje pierwsze wyjście na Babią i jak później pokaże życie będzie ich jeszcze wiele. Obecnie dobijam do 90 razy.

Wchodząc wielokrotnie na Babią spotkałem wiele osób, które podzielały szczególne przywiązanie do tego szczytu. Przy czym należy zaznaczyć, że nie jest to jednorazowe zauroczenie. Wielbicielem Babiej zostaje się już na całe życie. Dlaczego tak się dzieje?

Fenomen Babiej Góry to złożone zjawisko, które obejmuje jej niezwykłe walory przyrodnicze, kulturowe oraz mistyczne. Oto kilka kluczowych aspektów tego fenomenu:

  1. Przyroda: Babia Góra jest jednym z najbardziej różnorodnych biologicznie obszarów w Polsce. Znajdują się tam unikalne gatunki roślin i zwierząt, wiele z nich to relikty epoki lodowcowej. Park Narodowy Babia Góra chroni te cenne ekosystemy. Posiada unikalne piętra roślinności,
  2. Krajobraz: Malownicze widoki, górskie szczyty, doliny i lasy sprawiają, że Babia Góra jest popularnym celem turystycznym. Widok z wierzchołka jest spektakularny, zwłaszcza podczas wschodu i zachodu słońca.
  3. Folklor i mitologia: Region ten jest bogaty w legendy i opowieści, w tym te dotyczące czarownic, duchów oraz innych nadprzyrodzonych istot. Folklor lokalny dodaje magii temu miejscu i przyciąga badaczy oraz miłośników tradycji.
  4. Tradycje i zwyczaje: Mieszkańcy regionu pielęgnują różne tradycje, takie jak festiwale, obrzędy związane z naturą i zmianami pór roku, co podkreśla głęboką więź z otoczeniem.
  5. Ruch turystyczny: Babia Góra przyciąga turystów z całej Polski i zagranicy, oferując szlaki turystyczne o różnym stopniu trudności. Jest miejscem do uprawiania turystyki pieszej, narciarstwa i innych aktywności.
  6. Mistycyzm i uzdrawianie: Wiele osób uważa Babia Górę za miejsce o szczególnej mocy duchowej. Niektórzy przyjeżdżają tu w poszukiwaniu spokoju, medytacji i uzdrawiania.

Babia to również historia początków polskiej turystyki i jedynej na świecie „wojny na pędzle”, świadek wielu tragicznych wypadków, walki człowieka z żywiołami natury. Większość roku nieprzychylna Królowa Niepogód czasem odkrywa swoje zbocza abyśmy mogli w pełni delektować się zapierającymi dech w piersiach panoramami rozciągającymi się z jej wierzchołka, chociażby na: Tatry, Beskidy, Wielki Chocz, Małą Fatrę. Fenomenu Babiej tak naprawdę nie da się zdefiniować, każdy z nas jej fanów, nosi w sercu inny rodzaj jej uwielbienia…

„Ino smycek holny
przygrywo po wierskak
jedlami Diabloka prym trzymo
i basy nojgłembse z Babiej wydobywo”

Wojciech KusiakJesień Orawy, z tomiku Sosrembowe serce

Kategorie
Moje wyprawy

Mój Diament Pienin

Myślami cofam się kilka lat wstecz. Jest 19 czerwca 2021.

To dzień, w którym zamierzam zrealizować moje wielkie marzenie: zdobyć Diament Pienin. Oznacza to przejście w ciągu jednego dnia pasma Małych Pienin, Pienin Właściwych i Pienin Spiskich, ze wschodu na zachód od Przełęczy Rozdziela do mostu na Białce przed miejscowością Nowa Biała.  Wyzwania podejmujemy się w trzyosobowej grupie przyjaciół: Piotr, Renata i ja.

Umawiamy się w Nowej Białej, gdzie już następnego dnia mamy nadzieję finiszować. Tam zostawiamy jeden z samochodów a drugim udajemy się do bacówki na Obidzy gdzie mamy nocleg. Przejazd trwa dłuższą chwilę i na sen nie zostaje zbyt wiele czasu.

Budzik dzwoni jakby chciał dać sygnał do startu. Wszystko co trzeba do sprawnego startu przygotowaliśmy jeszcze wieczorem, dlatego dzisiaj zjadamy trochę owsianki i stajemy parę minut po piątej przed bacówką gotowi na to wymagające wyzwanie.

Rześki poranek sprzyja szybkiemu marszowi jednak wiemy, że później słupki termometru powędrują mocno do góry. Po przejściu pierwszych czterech kilometrów rozbiegu stajemy na przełęczy Rozdziela, miejscu startu Diamentu Pienin. Ruszamy.

Przed nami pierwszy etap: z Przełęczy Rozdziela do Przełomu Dunajca. Zgodnie z regulaminem pierwszy punkt do zaliczenia to Wysoka, gdzie należy przybić pieczątkę i zrobić zdjęcie. Tak jest z pozostałymi szczytami, których zdobycie dokumentujemy.  Nasze tempo jest bardzo dobre i dość szybko udaje nam się osiągnąć pierwszy cel. Zachęceni napieramy w kierunku Wysokiego Wierchu. Otwarta przestrzeń na głównym grzbiecie Małych Pienin powoduje, że już zaczynamy odczuwać mocną operację słońca. Panorama z Wysokiego Wierchu jest zachwycająca, Tatry jak na dłoni w pełnym blasku słońca 😊. Można by tu zostać na dłużej, ale czas nagli. Po zejściu zauważamy, że już ruszyła kolejna edycja szczawnickich biegów górskich, mijają nas pierwsi biegacze. Zejście do schroniska Orlica, gdzie uzupełniamy wodę i szybka przeprawa tratwą na drugą stronę Dunajca – tylko tak można kontynuować niebieski szlak i rozpocząć drugi etap zmagań w Pieninach Właściwych.

Etap drugi to trasa od przełomu Dunajca do Czorsztyna. Tutaj czekają nas: Trzy Korony, Sokolica, ale i najtrudniejsza techniczna część trasy a upał już daje się mocno we znaki, jest już dobrze powyżej 30 C. I tak dochodzimy do początku wejścia na Trzy Korony. Kolejka na szczyt wylewa się za schodki. Będzie tak ze 40 minut czekania – mówi Pani w kasie. Jeśli będziemy tyle stać nie zdążymy na przeprawę przez Jezioro Czorsztyńskie.  Co robić? Wpadam na pomysł i po prostu kolejnym grupom stojących ludzi, opowiadam dlaczego nam się tak spieszy, dziękując za zrozumienie i przepuszczenie nas bliżej szczytu. Na ostatnich metrach trafiamy na zaporę nie do przebycia, dwóch postawnych panów jest mało przekonanych moją opowieścią. Na szczęście do szczytu już niedaleko i jesteśmy uratowani, powinniśmy zdążyć na przeprawę. Po zdobyciu kolejnych szczytów i przejściu przez rozległą Polanę Majerz zmierzamy do przeprawy. Piotr jak przystało na zawodnika nordic walking, poszedł szybciej. Czeka na nas z dobrymi wieściami – nasz transport wodny na drugi brzeg czeka i wyrusza już za chwilę.

Pora na trzeci etap przez Pieniny Spiskie z Niedzicy do Nowej Białej. Raźno ruszamy pod górę. Nasze nogi czują dzisiejsze przewyższenia, ale nie powiedziały jeszcze dość. Pora zdobyć Żar, najwyższy szczyt na pozostałej trasie. Słońce zaczyna łagodnie opadać na linię horyzontu, a my schodząc do Krempachów przechodzimy przez malownicze miejsca pasterskie. Nieco poniżej spotykamy bacę, który już chyba na dzisiaj skończył swoją „pasterską służbę”.

Jesteśmy obaj zmęczeni tą sobotą, każdy na swój sposób: ja marszem a baca raczej trunkiem 😉

Postanawiam zagadać do bacy – a oto nasz dialog:

Artur: Witojciez baco.
Baca: Witojciez .
A: Kielo to łowiec macie baco?
B: A zgadnijciez.
A: A ze sto.
B: A dyć to by się nie łopłacało, ja juz od 20 roków wstaję o 3:30 i idę doić 500 owiec.
A: Sami doicie?
B: Mom juhasów do pomocy no i nie kazda łowca dojna jest.

Spostrzegam, że biegną do nas trzy pokaźnych rozmiarów owczarki. Na szczęście Baca już z daleka krzyczy do nich donośnym głosem:

B: Nie rus! Nie rus!

Zapewne chodzi o to, żeby nas pieski nie poszarpały. Żegnamy się z bacą i zmierzamy w kierunku Krempachów. Z daleka słyszymy syreny wozów strażackich i po wyjściu na otwartą przestrzeń widzimy łunę nad Nową Białą, w której palą się domy. To jak się później okazuje jeden z większych pożarów w historii tej miejscowości.

Jest już ciemno, na ostatnich kilometrach stopy mocno dają znać o sobie. Z okien jednego z ostatnich domów w Krempachach, przez otwarte okna słyszymy radosny okrzyk: jeeest!!! – to Polska strzeliła gola na 1:1 w meczu z Hiszpanią na ME, oczywiście Robert Lewandowski.

Docieramy do mostku przed Nową Białą i tutaj zatrzymuje nas policja oraz straż pożarna. Nie można wejść do Nowej Białej.

Na szczęście już jesteśmy na mecie! Dotarliśmy i zdobyliśmy Diament Pienin pokonując całe ich pasmo w ciągu jednego dnia 😊 

Czekamy cierpliwie i po pół godzinie udaje nam się dotrzeć do samochodu, którym wracamy na Obidzę. Jest już prawie północ. Radość zwycięzców miesza się z dużym zmęczeniem.

Warto było pokonać swoje słabości i przejść ten wspaniały szlak. Jeszcze długo będziemy go wspominać oglądając zdobyte odznaki: Diamentu Pienin, Wielkiej i Małej Korony Pienin.

Diament Pienin to ciekawe wyzwanie, które każdemu polecam, Pieniny są pięknymi i ciekawymi górami, wrażeń nie zabraknie.

Biorąc pod uwagę, że nie każdy może od razu chcieć mierzyć się z najdłuższym dystansem postanowiłem zaproponować dwa dodatkowe nieco krótsze dystanse, obejmujące Pieniny Właściwe i Spiskie. Szczegóły pod tym linkiem: https://admontes.pl/produkt/zdobadz-diament-pienin-30-sierpnia-1-wrzesnia/     

Nieważne który dystans wybierzesz, satysfakcja z jego pokonania na pewno będzie równie duża. Do zobaczenia na pienińskim szlaku!

Kategorie
Blog

Dlaczego warto zobaczyć Spisz

Impresja pierwsza

Stoję na szczycie Grandeusa. Rzeczywiście łatwo i szybko się tutaj wchodzi. Panorama jest nieprawdopodobna….ileż to razy trzeba było się nielicho napocić aby ujrzeć trochę Tatr, Pienin.  A tu są jak na talerzu, podane szybko i sprawnie jak w najlepszej restauracji.

Widać również dostojną Królową Beskidów, przytulne Gorce, Magurę Spiską. Samo miejsce tchnie spokojem i pozwala na dłuższą chwilę zadumy. Jest cicho, Łapsze Wyżne zostały w dole, choć i tam życie toczy się niespiesznie jakby każda jego minuta była do smakowania  a nie do zaliczenia.

Impresja druga

Wjeżdżamy do Trybsza, jednej z tych małych spiskich miejscowości w których czas jest towarzyszem a nie poganiaczem. Wypatruję małego późnogotyckiego kościółka, który stanowi główny cel naszych odwiedzin w tej miejscowości. Stajemy w zatoczce przy kościelnym ogrodzeniu, jeszcze kilka kroków pod niewielkie wzniesienie terenu i jest jeden z tych naszych najcenniejszych zabytków sakralnego budownictwa drewnianego. Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że Polska jest w tej konkurencji światową potęgą. Pokryty gontem kościółek zaskakuje lekkością konstrukcji  i idealnym wpasowaniem w otaczający krajobraz. Po wejściu do środka, oczy przez chwilę przyzwyczajają się do mroku ale zapalone po chwili światło pozwala na pierwsze chwile zachwytu. Moja uwagę zwraca najstarsza namalowana panorama Tatr Bielskich, po drugiej stronie w tej samej konwencji widzę namalowana panoramę Pienin. To unikalne namalowane temperą na belkach ścian i stropu siedemnastowieczne malowidła są jednymi z najstarszych panoram tego regionu. Na ścianie za ołtarzem namalowane wizerunki świętych w tym św. Elżbiety Węgierskiej, patronki kościółka. Ale dlaczego  Chrystus został ukazany ze złocistymi lokami, jadący na rydwanie…? Dlaczego Mojżesz został sportretowany z rogami…? Tajemnice pozostające do odkrycia…

Impresja trzecia

Jest rześki poranek, nad łąką unosi się delikatna mgiełka. Zapowiada się piękny słoneczny  dzień. Dobry na spacer górski, nawet kolor szlaku jest słoneczny czyli żółty. Wioska Łapsze Niżne już dawno wstała, dzieciaki ciekawie spoglądają jak zamaszyście stawiamy kijki. Wymieniamy uśmiechy i już po chwili wchodzimy na polną drogę. Teren wznosi się łagodnie, pozwalając na pełny oddech w miejsce zwyczajowej zadyszki. Po pół godzinie marszu spotykamy znakarza szlaków. Jego słomkowy kapelusz i puszki wypełnione białą i żółta farbą sprawiają że wygląda bardzo profesjonalnie. Ucinamy sobie miłą pogawędkę i okazuje się że nie tylko z wyglądu jest profesjonalistą. Zajmuje się znakowaniem od dawna. Nasz żółty szlak świeżo odmalowany od teraz jeszcze zyskał na słoneczności. Na trasie oprócz znakarza nie spotykamy nikogo, a za towarzystwo mamy  tylko motyle i ptaki.  Po drodze leśne odcinki pozwalają na wyjątkowo „klimatyzacyjne odczucia”.  Kiedy kończy się las, odkrywają się panoramy. To wyjątkowe połączenie barwności łąk i postrzępionych tatrzańskich grani. Dochodzimy do zabytkowej kapliczki, można przy niej usiąść i na dobre zacząć kontemplować tatrzańskie olbrzymy…