Kategorie
Blog

To wędrówka jest celem…

..o tym że jednak czas płynie przekonuje Dunaj którego wody żwawo podążają w kierunku czarnego przeznaczenia…

My podążamy w górę rzeki.

..dokąd idziemy…skąd przyszliśmy…

Ludzkość od zarania dziejów się przemieszcza, w poszukiwaniu wody, jedzenia…miejsca do kolejnego życia. W wędrówce jest sens istnienia, tak zostaliśmy stworzeni…W procesie wędrowania odkrywamy świat na nowo, otwieramy szeroko serce… oddech staje się przyspieszony a zmysły wyostrzone.

Napotkany na szlaku człowiek to skarb, nasz praplemieniec…dusza pokrewna naszej. Oczy się spotykają i już wiemy…po prostu wiemy. Nie potrzeba słów.

Wędrówka…tysiące myśli zamknięte w setkach kilometrów…

Wędrówka…magiczny zapach świata natury i jedność Drogi Mlecznej…

Wędrówka ból i walka, zwątpienia i radości, kryzysy i zwycięstwa…

Wędrówka…niepowtarzalna radość życia, chwile pragnień i spełnień…

Stawiam pierwszy krok…myśl jest szybsza…doszła już na koniec drogi i zdążyła wrócić…teraz moja kolej…stawiam drugi krok..

Wyślij swoją myśl na koniec drogi…poczekaj aż wróci i zrób drugi krok…

ps 1. Pisane w holu motelu przy lotnisku Schwechat pod Wiedniem. Japońscy turyści niezmordowanie przemierzają przestrzeń przed recepcją.

ps 2. powyższy tekst pochodzi ze zbioru moich relacji z przejścia szlaku Ustrzyki Górne – Wiedeń ( o nim będzie przy innej okazji)

Kategorie
Moje wyprawy

Szlak Orlich Gniazd – 172 km w 3 dni – Dzień 3

Tej nocy nie śpię, mimo że pięknie zaścielone łóżko zaprasza. By zmieścić się w planowych trzech dniach marszu, muszę wyruszyć jeszcze tej nocy. Szybki prysznic, przekłuwanie nabrzmiałych pęcherzy, przygotowanie fasolki ze słoika, staram się zjeść jej jak najwięcej choć o tej porze z trudem przechodzi przez gardło. Leżę przez godzinę z nogami do góry. O 3:15 zakładam plecak i wychodzę w noc, jest bardzo zimno.  Podróż przez noc jest wolniejsza, szlak zwodzi mnie kilka razy.. Puste wioski przygotowują się do śniadania wielkanocnego, za to psy są honorowe, każdy musi mnie obszczekać. Po 6 godzinach marszu, dopada mnie znużenie i przeżywam największy kryzys na całej trasie, zaczynam zasypiać idąc. Na szczęście przede mną podejścia co pozwala pobudzić organizm. Miła Rodzina z Pilicy kontaktuje się ze mną, przywiozą jedzenie na trasę i rzeczywiście w Zrębicach się spotykamy. Wcinam cały termos rosołu z solidną mięsną wkładką i ciasto.

Alicja i Grzegorz, bardzo wam dziękuję 💚.

W dobrym tempie dochodzę do Olsztyna, jest coraz bliżej do mety. Dostaję wiadomości ze już z górki, że super… A dla mnie zaczyna się 17 najdłuższych kilometrów na tym marszu. Za Olsztynem w końcu udaje się nagrać materiał dla ekipy TV z Katowic, którzy umawiali się ze mną od rana. 12 km do mety, zaczynają się bruki i asfalty. Idę obok przystanku, podjeżdża bus, z napisem Częstochowa, kierowca macha na mnie żebym wsiadał…odprowadzam go wzrokiem jak odjeżdża. Pokonuję ostatnie wzniesienie Zieloną Górę, słońce zaczyna zachodzić. Juz wiem że na mecie będą czekać na mnie Anika i Pawlas, jestem im wdzięczny że przyjechali po mnie. Na ostatnich 6 kilometrach podkręcam trochę aby nie musieli zbyt długo czekać, kije rytmicznie stukają o asfalt, zrezygnowane stopy przestały ze mną rozmawiać. 2 km do mety, muszę usiąść na chwilę, wpycham w siebie jeszcze jednego żela i popijam resztką herbaty, widzę już centrum Częstochowy…ostatnie pół kilometra pokonuję z przyjaciółmi… dochodzę do końca szlaku Orlich Gniazd, jest godzina 21:00. Zdjęcie i krótki filmik. Po chwili ledwo stoję na nogach, nagle wszystko puściło i czuję się słaby jak dziecko. Pawlas pomaga mi dojść do samochodu.

Tak kończy się mój 3 dniowy marsz charytatywny a w zasadzie Nasz marsz bo przecież Wy szliście ze mną i razem wypełnialiśmy skarbonkę. Dziękuję Wam za serce ❤️ i wsparcie jakie czułem od Was. Skarbonka pozostaje otwarta. Do zobaczenia na kolejnym wyzwaniu, pójdziemy Razem!

Satysfakcja, wsparcie przyjaciół, zebrane fundusze i radość z ukończenia marszu rekompensują nawet największe zmęczenie. Warto spełniać marzenia i pokonywać własne ograniczenia!

Kategorie
Moje wyprawy

Szlak Orlich Gniazd – 172 km w 3 dni – Dzień 2

Kiedy kładziesz się spać po przejściu 61 km Twój organizm dalej idzie, chociaż ty leżysz już w łóżku. Zaledwie już po 4,5 h snu, o 7:.00 ruszam do walki o drugi etap, który najeżony jest podejściami i dużą ilością piaszczystych odcinków. To tak jakbym z gór trafiał nad morze! Jest zimno, wieje silny wiatrna szczęście odbieram w Smoleniu puchową kurtkę. Porównuję także czasy kolejnych kilometrów i orientuję się, że wytracam pędkość z poprzedniego dnia. Stopy wyraźnie mówią, że to już dla nich wystarczy, a jestem dopiero na półmetku marszu. Teraz do Częstochowy ból staje się moim nieodłącznym kompanem. Dzięki moim sympatykom z Pilicy mam gdzie nabrać sił, korzystając ze świątecznej gościny. To niezwykłe, kiedy idąc wśród wiatru, niepogody, nagle znajdujesz się w ciepłym domowym i świątecznym zaciszu. Na dalszą drogę dostaję herbatę i ciasto na drogę, co sprawia, że odcinek do Ogrodzieńca pokonuję sprawnie i w tempie. Wędruję przez pola, słońce kładzie się coraz niżej a ja widzę długi cień samotnego wędrowca. Ostatnim akcentem przed zachodem jest skała Wielki Okiennik. Niezbędna staje się czołówka. Dochodzę do Góry Zborów, trochę czasu kosztuje mnie przejście labiryntu ścieżek między skałami. Decyduję się kontynuować marsz czerwonym szlakiem, mimo, że widzę szlak żółty w lewo (to szybkie i krótkie odbicie do celu mojego etapu). W gęstym lesie towarzyszy mi księżyc w pełni a gdy w końcu  docieram do przedostatniej miejscowości niebo rozświetlają fajerwerki. To Rezurekcja, ludzie wychodzą z kościoła. Jest już bardzo późno, jeszcze kilka kilometrów i dochodzę do noclegu w Bobolicach. Zatrzymując licznik (56 km) w zegarku ze zdumieniem odkrywam że jest 23:45…

Kategorie
Moje wyprawy

Szlak Orlich Gniazd – 172 km w 3 dni – Dzień 1

Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, w sekcji Moje wyprawy chciałbym podzielić z Tobą impresjami z moich marszów średnio i długodystansowych. Mam nadzieje, że uda mi się  zabrać Ciebie w daleką podróż przez Polskę ale również poza jej granice. Wierzę że w przyszłości wspólnie przemierzymy niejeden, niekoniecznie długodystansowy szlak. I wtedy nazwę sekcję Nasze wyprawy 😊

Moje pisanie rozpoczynam wspomnieniami z marszu Szlakiem Orlich Gniazd.  Marszu charytatywnego, poświęconego pomocy  osieroconym na skutek wojny za naszą wschodnią granicą dzieciom.  Pragnąc zgromadzić wokół jego idei jak najwięcej osób, podniosłem sobie poprzeczkę i postanowiłem przejść 164 km w 3 dni (wyszło 172 km). Niesiony wtedy falą entuzjazmu nie wiedziałem jak trudny to będzie sprawdzian. Na czas wędrówki wybrałem Święta Wielkanocne, tak żeby startując  w Wielki Piątek z Krakowa z pętli tramwajowej Krowodrza Górka, móc po trzech dniach zameldować się na Starym Rynku w Częstochowie.  Przygotowania do marszu trwały blisko dwa miesiące. Wreszcie rankiem 15 kwietnia 2022 roku stanąłem na starcie. A teraz zapraszam Cię do lektury pierwszego odcinka.

Dzień 1 / 15.04.2022

Plecak już od wczoraj spakowany, wstaję o 4:30, ostatnie sprawdzenie czy aby wszystko i szybka owsianka. Czuję adrenalinę jak kiedyś przed startem do zawodów. Na początek szlaku przybywam punktualnie, telewizja już jest, 15 min kręcenia materiału dla Teleexpresu który mam nadzieję pomoże rozreklamować akcję i już idę pierwsze kilometry. Powietrze jest gęste, taka wilgotna zawiesina. Suchością cieszę się do Giebułtowa, zaczyna padać deszcz. I tak ze zmianami na mocniejszy lub słabszy, grad lub chwilę słońca wygląda ten dzień. Nie ma to dla mnie znaczenia, wiem że bez względu na wszystko co się po drodze wydarzy dojdę w niedzielę do Częstochowy. Pierwszy miły przystanek tego dnia to Ojców i posiłek u Pani Beaty. Piękny pensjonat i przemiła jego gospodyni sprawiają że oprócz jedzenia dostaję sporą dawkę endorfin……które niosą mnie aż do Pieskowej Skały. Myślę że jak tak pójdzie to szybko się rozprawie z tym szlakiem. Nic bardziej mylnego. Za Sułoszową odczuwam pierwsze skutki przemoczenia i asfaltowej nawierzchni. Telefon do Ilony, mojego suportu tego dnia i popołudniowa zmiana obuwia staje się faktem. Stawiam na ultralekkie Salomony, pewnie zaraz przemokną ale nadrobię kilometry. W plecaku jest jeszcze jedna para na zmianę. Zaczynają się dukty leśne, ciągną się długimi kilometrami. Po 40 koilometrze, każdy następny jest coraz dłuższy,  patrzę na zegarek rzeczywiście zaczynam zwalniać a do mety etapu jeszcze trochę. Osiągam nie bez trudu 51 km i pod zamkiem w Rabsztynie piszę do Was prośbę o doping. Jest mi bardzo potrzebny. Robi się ciemno, zakładam czołówkę, jeszcze dwie górki przede mną, idę już na sporym zmęczeniu i szwankuje koncentracja. Pomimo włączonej nawigacji w lesie wybieram niewłaściwą ścieżkę i już poza nim ląduję po kostki w jakiejś białej mazi. To kamieniołom Stare Gliny, koparki pracują na pełnych obrotach jest jak w Mordorze. Wracam na szlak, na szczęście jest blisko. Poinstruowany przez gospodarza mojego pierwszego noclegu pokonuję ostatnią górkę. Jego żona wita mnie słowami…..wygląda pan inaczej niż w telewizji……próbuje się uśmiechnąć na ten tekst ale zwyczajnie mi to nie wychodzi. Padam na fotel i dochodzę do siebie. Jest 21:15, licznik pokazuje 61 km…posiedzę jeszcze chwilę i muszę coś zjeść umyć się opatrzyć otarcia i szybko pójść spać…jutro wczesny start…..ciąg dalszy nastąpi